Byk stadny
Noc była wyjątkowo ciemna i chłodna. Na zasiadkę szedłem z latarką, która dodawała mi otuchy. Nagle w połowie drogi usłyszałem donośny ryk… Byk stał parę metrów ode mnie, ale mnie nie widział. Niestety było jeszcze za ciemno na zdjęcia i jedyne co mi zostało to po cichu go ominąć. Miałem nadzieję, że szedł w kierunku miejsca, gdzie planowałem się ukryć. Oczywiście nic z tego, bo byk nagle wyrwał do przodu i pozostało mi tylko podziwiać z jaką łatwością tnie taflę wody…
Pełen emocji dotarłem na „swoje miejsce” i zacząłem rozkładać statyw na błocie. Było coraz bliżej do wschodu słońca, więc liczyłem, że może jeszcze nie wszystko stracone i uda mi się zrobić jakieś zdjęcia jeleni. Cierpliwie czekałem na rozwój zdarzeń, a ponieważ miałem doborowe towarzystwo w postaci pary łabędzi krzykliwych czas szybko leciał.
Słońce wstało równo o 6:40 i powoli ozłacało całą okolicę. To byłby świetny moment na zdjęcie jelenia, pomyślałem, i nagle zza trzcin ujrzałem łanię. Serce zaczęło mi bić szybciej. Złapałem za spust migawki i zobaczyłem jeszcze jedną, i jeszcze jedną, i następną… Łanie wychodziły z trzcinowiska jak króliki z kapelusza magika. Miałem prawdziwe szczęście. Nawet większe niż mi się wydawało, bo na samym końcu tego haremu szedł on – byk stadny. Jeleń jakiego sobie wymarzyłem.