Lisica
Miałem szczęście, że lisica była zainteresowana moją osobą, dzięki czemu mogłem uwiecznić nasze spotkanie na fotografii 🙂
Miałem szczęście, że lisica była zainteresowana moją osobą, dzięki czemu mogłem uwiecznić nasze spotkanie na fotografii 🙂
Pomyśleć, że miałem rozterkę czy warto brać aparat na spacer w samo południe… Spotkanie z wiewiórką szybko rozwiały mi te wątpliwości 😉
Takie zdjęcie to idealny prezent na Dzień Dziecka dla fotografa przyrody 🙂
I już wiesz, że jest po Tobie 😉
Taki poranny jogging 🙂
Tak często się ostatnio widujemy, że w końcu spytałem o imię 😉
Trochę na mnie „naszczekał”, ale w sumie się nie dziwię… kto normalny robi zdjęcia siedząc w krzakach?! 😉
Ech… już nawet nie można sobie w samotności posiedzieć w lesie, bo zawsze pojawi się jakaś ciekawska mordka, która przerwie miły odpoczynek 😉
Spacer z mamą już był, więc przyszła pora na tatę 🙂
Noc była wyjątkowo ciemna i chłodna. Na zasiadkę szedłem z latarką, która dodawała mi otuchy. Nagle w połowie drogi usłyszałem donośny ryk… Byk stał parę metrów ode mnie, ale mnie nie widział. Niestety było jeszcze za ciemno na zdjęcia i jedyne co mi zostało to po cichu go ominąć. Miałem nadzieję, że szedł w kierunku miejsca, gdzie planowałem się ukryć. Oczywiście nic z tego, bo byk nagle wyrwał do przodu i pozostało mi tylko podziwiać z jaką łatwością tnie taflę wody…
Pełen emocji dotarłem na „swoje miejsce” i zacząłem rozkładać statyw na błocie. Było coraz bliżej do wschodu słońca, więc liczyłem, że może jeszcze nie wszystko stracone i uda mi się zrobić jakieś zdjęcia jeleni. Cierpliwie czekałem na rozwój zdarzeń, a ponieważ miałem doborowe towarzystwo w postaci pary łabędzi krzykliwych czas szybko leciał.
Słońce wstało równo o 6:40 i powoli ozłacało całą okolicę. To byłby świetny moment na zdjęcie jelenia, pomyślałem, i nagle zza trzcin ujrzałem łanię. Serce zaczęło mi bić szybciej. Złapałem za spust migawki i zobaczyłem jeszcze jedną, i jeszcze jedną, i następną… Łanie wychodziły z trzcinowiska jak króliki z kapelusza magika. Miałem prawdziwe szczęście. Nawet większe niż mi się wydawało, bo na samym końcu tego haremu szedł on – byk stadny. Jeleń jakiego sobie wymarzyłem.
Spokojnych i zdrowych 🙂
Na rykowisku, przed świtem spotkany.
Jesień czasami bywa złota, czasami słota… a mi się trafiła słodka 😉
Nawet mnie nie zauważył… chyba byłem od niego bardziej szczwany. 😉
Szaro buro i ponuro… a jednak ten poranek był jednym z piękniejszych 🙂
Zimna woda – zdrowia doda 😉
Poranny portret 🙂
Skacze jak szalona 😉
Takie piękne stworzenia można spotkać w lesie 🙂
Portret kocurka rosyjskiego niebieskiego 🙂
Szkocki kocurek Wilson w roli fotomodela 🙂
Dosłownie 😉
Wracająca do lasu po sytym śniadaniu 😉
Prawie przez ekran ją czuć 😉
Pozostaje tylko pozazdrościć tej dzikiej wolności…
Ostatnio chyba lepiej z niej nie wychodzić…
Takiego słuchu tylko pozazdrościć 🙂
Ładnemu we wszystkim ładnie 😉
…, przyczajony smok.
Święta, święta i po świętach 🙂
Niektórzy już nie mogą się jej doczekać (Φ ω Φ)
Buszujący w trawie… 🙂
Portret kocurka szkockiego, prostouchego (Φ ω Φ)
Jelczański Władca Stada Owiec i Kozich Bobków 😉 A tak naprawdę to przemiły rudzielec, który zawsze przybiegnie, żeby się przywitać dać pogłaskać 🙂
Wpadliśmy na siebie późnym popołudniem i choć niezły z niego (z)bysiu to uciekł onieśmielony jak tylko zobaczył moje białe, trzystumilimetrowe „poroże” 😉
…i przy okazja krótka sesja na „leśnej ściance” 😉
Przyznam, że maskuje się równie dobrze jak ja 😉
Tuż przed świtem napotkane…
Sesja fotograficzna z takim modelem to czysta przyjemność 🙂
Negocjacje trwały długo – na szczęście doszło do obustronnego porozumienia i dalej mogę robić zdjęcia w lesie 😉
Długo się przyglądał, ale mnie nie wypatrzył 😉
Nie łatwo nadążyć za nimi z kamerą 😉
Niestety, ale tym razem nie udało mi się przejść przez Złote Wrota 😉
Nie było nas, był las, nie będzie nas, będzie las.
Dokładnie rzecz ujmując: „Bliskie spotkanie z młodym lisem”, którego nazwałem Rudy, bo praktycznie zaprzyjaźniliśmy się,
dzięki czemu mogłem mu zrobić to jedno, wymarzone zdjęcie 🙂
Pewnie grzybów szukały… 😉
Pewnie obmyślał swój chytry plan 😉
Taki oto odyniec trafił prosto pod mój obiektyw ostatnio 🙂
Przez kilka dni miałem prawdziwe szczęście obserwować dorastającego Rudolph’a i zrobić mu kilka zdjęć, którymi niechybnie podzielę się w późniejszym czasie 😉
W moich okolicach jest to najczęściej spotykane plemię 😉
Tematów na pewno im nie brakuje 😉
Nawet lekko krzywe poroże nie ujmuje mu urody 😉
Pogoda ostatnio nie rozpieszcza, a mimo to nie mogę oprzeć się podglądaniu tych pięknych, leśnych zwierząt…
Jestem pewien, że Jagódka wraz z tak bardzo opiekuńczą mamą świetnie sobie radzi podczas tych mrozów 🙂
Pierwsza napotkana w tym roku 🙂
Oczywiście tytuł specjalnie dwuznaczny 😉
Podchodziła coraz bliżej, z coraz większą ciekawością… gdy nagle zawołała ją mama: „Jagódka! Wracamy do domu!” …i tylko to zdjęcie mi pozostało 😉
Podczas tropienia bażanta, zatrzymał się na chwilę… Ciekawe o czym tak rozmyślał 🙂
Czasami zastanawiam się co robią zwierzęta, gdy pogoda im nie sprzyja. Kilka dni temu lało niemiłosiernie a wiatr łamał gałęzie drzew… Postanowiłem sprawdzić czy podczas takich ekstremalnych warunków atmosferycznych uda mi się wypatrzyć coś ciekawego. Szaraki leżały bardzo nisko w trawie i były mocno wtulone w siebie. Z daleka wyglądały jak mały, niepozorny krzaczek. Postanowiłem się do nich jakoś doczołgać, czy też raczej „dopłynąć”, gdyż w parę sekund po wyjściu z samochodu byłem już kompletnie przemoczony. Mimo tej niesprzyjającej aury, albo właśnie dzięki niej, udało mi się zbliżyć do „krzaczka” na odpowiednią odległość. Zanim jednak nacisnąłem spust migawki upłynęło około trzech godzin, ponieważ ze swojej perspektywy widziałem tylko parę oczu w trawie. W gęstym deszczu i szalejącym wietrze czekałem na moment, kiedy te długouche stworzenia wstaną chociaż na chwilę by rozprostować swoje nogi. Wtedy mogłem zrobić tych kilka ujęć. Po powrocie do domu, okazało się, że oprócz zdjęć przywiozłem zalany zegarek i podmokniętą komórkę… Na szczęście z aparatem nic się nie stało i mogę dalej uganiać się za zającami w deszczu 😉
Chyba trafiła mi się jakaś podróbka 😉
…czyli widok nie z tej Ziemi 😉
Sarny są coraz mniej płochliwe, albo mnie polubiły 😉
Wyszedł tuż po zachodzie słońca i głodnym wzrokiem szukał jakiegoś bażanta na polu… ale trafił tylko na mnie 😉
Przebywanie na polu w tak zacnym towarzystwie jest czystą przyjemnością, zwłaszcza jeśli można być tak blisko 🙂
Dziś w menu: Sushi z okonia, upolowanego przez wizona amerykańskiego (zwanego dawniej norką amerykańską) 😉
…w leśnym zakamarku podglądnięty 😉
Cóż za kompletny brak szacunku dla ciężkiej pracy fotografa 😉 Zdjęcie z dedykacją dla Anity – pozdrawiam serdecznie! 😛
Popijałem sobie herbatę, tak po prostu, pośrodku polany… W głębokiej i suchej trawie nie było mnie praktycznie widać, ja za to podziwiałem pędzące chmury tuż nad drzewami… z aparatem u boku oczywiście. Gdy brałem kolejny łyk zobaczyłem taką oto dziwną, wystającą głowę 🙂 Sarna była bardziej zdziwiona ode mnie, bo stała tak w bezruchu kilka chwil, po czym zaczęła biegać raz z lewej, raz z prawej strony głośno pokrzykując. W pewnym momencie zaczęła iść w moją stroną, nagle stanęła… pokazał język (!) i uciekła do lasu. Mi zostało kilka zdjęcia z tego spotkania oraz herbata, którą dokończyłem już w samotności.
Tak na siebie wpadliśmy o poranku…
Promienie zachodzącego słońca rozgrzały szarą i zimną polanę do czerwoności. Bogactwo barw i kontrastów, jakie zaserwowała mi natura podczas tego spektaklu, wynagrodziło tę kilkugodzinną zasiadkę 🙂
Rozterki sarny przy wschodzie dzisiejszego słońca…
…na zachód słońca 🙂
Wyszły na kolację tuż po zachodzie słońca…
Wiedziałem, że Bocian biały jest gatunkiem chronionym na mocy Ustawy o Ochronie Przyrody, Konwencji Bońskiej, Berneńskiej, Ramsarskiej, a także wymienianym w tzw. Dyrektywie Ptasiej Unii Europejskiej… ale nigdy nie sądziłem, że niektórym ptakom przysługuje specjalna ochrona 😉 Przy tak bacznych stróżach naprawdę ciężko pozostać niezauważonym „paparazzi” 😀
Zobaczyłem jak skacze i pomyślałem, że zamiast się za nim uganiać, może lepiej będzie jak położę się na łące i go trochę poobserwuję z daleka. Długouchy jednak, ku mojemu szczęściu, zmienił nagle kierunek i zbliżał się wprost na mnie 🙂 W końcu mogłem mu się przyjrzeć z bliska. Szarak nic nie robił sobie z mojej obecności, a po skończonym posiłku ominął mnie tuż obok nogi i wbiegł na polną ścieżkę. Spotkanie nie trwało długo, ale to może i lepiej, bo znowu mnie mrówki oblazły i musiałem jeszcze na koniec zatańczyć breakdance’a 😉